ďťż
Cennik za miejsca na liście PO
Demurrer - 2006-08-09, 11:53 http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... 38176.html Dominika Olszewska-Dziobkowska 09-08-2006, ostatnia aktualizacja 09-08-2006 09:12 Chcesz startować z dobrego miejsca w wyborach samorządowych? Płać. Nie masz pieniędzy? Lądujesz w środku listy "Gazeta" dotarła do nieoficjalnego cennika stołecznej PO. Kandydat do Rady Warszawy za pierwsze miejsce na liście zapłaci najpewniej 7 tys. zł, za drugie - 5 tys. zł. Do rad dzielnic pierwsze miejsce ma kosztować 5 tys. zł, a drugie - 3,5 tys. zł. Stolica ma 18 dzielnic, partia zyska więc na tym ponad 150 tys. zł. Kosztują tylko tzw. miejsca biorące, czyli głównie pierwsze i drugie. Platforma ma w stolicy dość duże poparcie, więc dają niemal pewne zwycięstwo. Pieniądze PO chce przeznaczyć na walkę Hanny Gronkiewicz-Waltz o fotel prezydenta Warszawy. Kampania musi być spektakularna, bo wystawiony przez PiS kontrkandydat Kazimierz Marcinkiewicz jest faworytem sondaży. Zgodnie z prawem na promocję Hanny Gronkiewicz-Waltz komitet wyborczy może wydać ok. 500 tys. zł. Wygląda na to, że mimo dużego poparcia w stolicy PO ma problem z zebraniem takiej sumy. Opłata od kandydatów na listy samorządowe nazywana jest "dobrowolną darowizną" na fundusz wyborczy Hanny Gronkiewicz-Waltz. - To bolesne, ale trzeba skądś brać pieniądze na kampanię - kwituje Małgorzata Kidawa-Błońska, szefowa warszawskiej PO. - Za te pieniądze wydrukujemy ulotki, plakaty wyborcze. A na sukcesie Hanny Gronkiewicz-Waltz skorzystają wszyscy - przekonuje Jacek Kozłowski, szef warszawskiego sztabu wyborczego. Wcześniej też było drogo. Cztery lata temu start z wysokiego miejsca z listy Platformy też kosztował - pierwsze miejsce na liście do Rady Warszawy kosztowało 5 tys. zł, a na liście do rady dzielnicy 3,5 tys. zł. Już wtedy lokalni działacze kręcili nosem. Ale licząc na zwycięstwo, pieniądze wyłożyli i weszli do rad. W tym roku liczyli, że opłat nie będzie, bo w zeszłorocznych wyborach parlamentarnych Platforma miała dobry wynik i dostaje z budżetu państwa blisko 22 mln zł. Teraz dowiedzieli się, że "darowizny" najpewniej będą. Platforma przez ostatnie miesiące zachęcała do startu z własnych list niezależnych samorządowców. Kusiła ich dobrymi lokatami. Im też każe teraz płacić. Lokalni działacze PO podają przykład aktywnego samorządowca z jednej z warszawskich dzielnic, który żyje ze skromnej emerytury. Nie ma takich pieniędzy. Właśnie się dowiedział, że jak ich nie zdobędzie, wyląduje w środku listy. - Nic na to nie poradzę. Mam nadzieję, że pomogą mu inni działacze - rozkłada ręce posłanka Kidawa-Błońska. Wyborcy ocenią sami Grzegorz Schetyna, sekretarz generalny PO, twierdzi, że władze krajowe partii nie będą w tę sprawę ingerować, bo zasady przydzielania miejsc i opłat ustala się na poziomie regionalnym. Decyzja o warszawskim cenniku zapadnie najpóźniej 15 sierpnia. Inne partie twierdzą, że nie będą zbierały pieniędzy za miejsca na listach. - W ten sposób nie będziemy zdobywać pieniędzy na kampanię. Mamy fundusze z budżetu państwa - zapewnia Wojciech Dąbrowski, szef warszawskiego PiS. - Na pewno tak robić nie będziemy - zarzeka się Jacek Pużuk, lider mazowieckiego SLD. Przepisy wyborcze nie regulują metod przyznawania miejsc na liście. Krzysztof Lorentz z Krajowego Biura Wyborczego mówi: - Partie same decydują, jak układają listy. Ale wyborcy mogą ocenić takie praktyki. qrczak - 2006-08-09, 11:57 Ciekawe, czy tak jest też w innych miastach. j0shu4 - 2006-08-09, 12:05 trafne spostrzezenie Demurrer - 2006-08-09, 12:09 Przed eurowyborami i do polskiego parlamentu głośno było o podobnej praktyce w Samoobronie, ale oficjalnie nikt chyba tego nie potwierdził. Achaja - 2006-08-09, 12:10 Przed eurowyborami i do polskiego parlamentu głośno było o podobnej praktyce w Samoobronie, ale oficjalnie nikt chyba tego nie potwierdził. chyba nawet było jakieś zamieszanie z tym związane, ktoś chciał zwrotu, czy coś takiego, Elfik - 2006-08-09, 12:20 Taka praktyka nie jest niczym nowym, ani dziwnym w żadnej partii, czy to będzie w po w pis czy samoobronie. Chociaż pewnie poza stolicą stawki są zdecydowanie niższe, albo wogóle nie ma wpłat na fundusz wyborczy. Partie muszą w jakiś sposób pozyskać pieniadze na kampanię, w efekcie największy darczyńca może liczyć na przywilej startu z lepszej pozycji.
|